Czy polskie szkoły i edukacja są w kryzysie?
Połowa wakacji, a większość szkół stoi pod znakiem zapytania, kto przyjdzie uczyć nasze dzieci do szkół. W szacunkach podaje się, że w placówkach oświaty brakuje nam około 20 tysięcy nauczycieli. Młodzi nie palą się do tego zawodu, a większość świeżo upieczonych absolwentów kierunków nauczycielskich przechodzi od razu do prywatnych placówek lub centrów edukacji.
Kryzys w polskich szkołach
Musimy otwarcie powiedzieć polskie szkoły przechodzą kryzys jakiego nie było. Wiele szkół wdraża dwuzmianowy system, aby zapewnić uczniom dostęp do edukacji. Problem ten widać nie tylko w dużych miastach, ale i w małych miejscowościach. Kolejne niekorzystne zmiany zapowiadane przez ministerstwo. Pedagodzy domagają się wyższych płac za wykonywana pracę (szerzej temat opisany na www.lajf.pl), ale rząd rzuca im jedynie nieszczęsne ochłapy.
Jaka jest reakcja społeczeństwa?
Społeczeństwo również nie pomaga. W wielu internetowych dyskusjach możemy przeczytać, że nauczyciele to nieroby. Mają dwa miesiące wakacji i jeszcze im mało. Jednak kto ma nauczyciela w rodzinie wie jak wygląda to od wewnąrz. Realnie w ciągu wakacji ma się 26 dni ustawowego urlopu. Reszta to prace administracyjne, rekrutacje, inwentaryzacje przygotowanie szkoły na przybycie uczniów. No tak, ale pracują mniej w tygodniu. Kolejny argument do obalenia gdyż, praca nauczyciela nie kończy się kiedy ten opuszcza teren szkoły. Popołudnie to kartkówki, sprawdziany opracowanie tematów, a czasami telefony od rodziców. Wypada również zorganizować wycieczkę klasową, by szanowni rodzice nie patrzyli ze wzgardą na wychowawcę.
Płaca w szkołach i frustracja rodziców
Realia nie są kolorowe, a za taką płacę nie chce się nikomu. Tak więc poziom edukacji spada i wielu robi po prostu minimum. Korzystanie z gotowych sprawdzianów, kart pracy zero większego zaangażowania. Jednym słowem wypalenie zawodowe to zmora polskich szkół. Jednakże jak postępować inaczej kiedy polski nauczyciel nie masz szacunku w oczach rządu, rodziców i uczniów. I można mówić, że przecież gdyby pracowali lepiej to ten szacunek by był. Z drugiej jednak strony jaka to motywacja kiedy wygadane mamuśki na facebooku w komentarzach obśmiewają cię i każdy twój ruch. Roszczeniowo potrafią przyjść do szkoły i żądać wyższej oceny dla dziecka. A gdy się nie zgodzisz? Cóż możesz poczytać sobie w internecie.
Nie ma nic gorszego dla nauczyciela niż frustracja rodzica, który przecież wie najlepiej jakie postępy edukacyjne czyni jego dziecko. Przecież Jasiu w domu potrafi. Podważanie kompetencji zdobywanych przez pięć lat. Tak obecny system zakłada, że aby przyjść uczyć w szkole należy mieć tytuł magistra, nie jak do 2019 roku gdzie w szkole podstawowej wystarczył licencjat. Tak też przychodzi mamuśka i wyzywa cię na środku korytarza (najlepiej przy świadkach, a co), że nie masz kompetencji i zgłosi do kuratorium to, że jej syn po prostu się nie uczy. Dla świętego spokoju stawia się po prostu tróję i sprawa załatwiona. Więc jak ma być dobrze?
Aż przypomina się znamienna scena z ,,Dnia świra” kiedy to Miałczyński odbiera swoją wypłatę i oto mi płacą. I będą płacić nauczycielu. Nic dziwić się, że młodzi tego zawodu się nie trzymają. Po pierwszych semestrach rezygnuje ich masa. Same studia i tempo pracy są wykańczające. Obyś cudze dzieci uczył.